sobota, 7 stycznia 2012

I Ogólnopolski Marsz z Kijami po ziemi Górowskiej

                     
 1 foto Jan Siemianowski obdarowany nagrodą dla najmłodszego uczestnika
 2 foto zdjęcie zbiorowe

Właściwie to wszystko wskazywało na to, że jednak ja i mój syn nie dotrzemy na ten Marsz w dolnośląskiej Górze ( 25 czerwca2011) choć internetowo byliśmy już zapisani. Najpierw uwzięła się na nas pogoda ,a dokładniej ściana deszczu i to kilkakrotnie na trasie z Poznania do Leszna. Potem następna przeszkoda to spory ok.50 km objazd. Właściwie już z Leszna mieliśmy zawracać ,ale z pomocą przyszła „nordicowa brać” Bogusia i Mietek Andrzejewscy oraz Wanda Kozłowska ,to już niektórym znane osoby ze startów na wielu imprezach i to właśnie oni też jechali na ten Marsz, odnaleźli nas na trasie, wspólnie ustaliliśmy inny objazd i ruszyliśmy w dalszą drogę. Okazało się ,że to nie koniec naszych perypetii tym razem dotarliśmy do Góry dziesięć minut przed zaplanowanym końcem rejestracji, ale nie mogliśmy odnaleźć miejsca startu jak to zwykle bywa jakieś ślepe ulice ,zakaz wjazdu właśnie tam gdzie chcieliśmy jechać. O godzinie 13.45 czyli dokładnie ,o tej o której koniec zapisów podjechaliśmy w miejsce startu i załatwiliśmy formalności ,zostało jeszcze 15 min do startu więc spokojnie można było się przebrać i przygotować.
Już od tej pory czekały na nas tylko same przyjemności i atrakcje warto więc było być w tym uroczym miejscu tym bardziej, że właśnie trwają Dni Góry.
Organizatorzy(w tym Tomasz Wybierała i Monika Zagrobelna) zapewnili nam profesjonalną obsługę, miłe niespodzianki, pogodę, która dopisała do końca dnia i wspaniałą trasę leśnymi ścieżkami na ponad 6 km odcinku.
Marsz miał charakter rekreacyjny ,ale czołówka(wśród nich i mój syn Jan Siemianowski) nadała całkiem niezłe tępo i w ten sposób podzieliliśmy się na kilka grup raczej małych bo wszystkich nas było około pięćdziesięciu. Po drodze był czas na rozmowy o technice NW ,o sprawach prywatnych, a przede wszystkim o ciekawostkach okolicy. Poznałam niesamowicie ciekawą panią Marię zwaną przez znajomych Marysią, która niezwykle barwnie opowiedziała  o swoich przygodach z kijami ,a była jedna z pierwszych osób chodzących  o kijach z tego terenu.
Po drodze czekały na nas dwa punkty z wodą, a na drugim z nich można było wziąć udział w konkursie o zabytkach okolicy i dostać nagrodę. Ja dostałam piękny biały szal na zimę i wyruszyłam w dalszą drogę nie co szybciej niż moja grupa co spowodowało ,że zabłądziłam ,ale z tarapatów wybawili mnie Bożena i Wojtek Domańscy, którzy z powrotem zawrócili mnie na trasę.
Kiedy już wszyscy dotarli do mety zaczęła się miła uroczystość wszyscy dostali  ładne medale uczestnictwa i pakiet od sponsora torbę z czapką lub opaską i przewodnik „Quo Vadis?- w stronę zabytków „ Nornic Walking. Każdy dostał kupon na obiad i rozpoczęło się losowanie nagród dla uczestników i nagrodzenie najstarszego i najmłodszego uczestnika. Najmłodszy okazał się mój syn Jan i obdarowano go pięknie wydanym albumem „Zielony skarbiec”.
Po nagrodach przyszedł czas na strawę dla ciała i część z nas przeniosła się na festyn ,który odbywał się z okazji Dni Góry. Można było sobie pośpiewać, potańczyć i zjeść  posiłek.
Stwierdzam już na sam koniec ,że trudna było dostać się do Góry, ale okazało się, że jeszcze trudniej było z niej wyjechać ,ale to przez miłą atmosferę i uroczych ludzi, z którymi żal było się rozstawać .Do zobaczenia za rok!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.